-Diam, musimy poczekać do nocy. Chodź, zbudujemy szałas. Zostało nam jeszcze trochę czasu. Zajmiesz się tym?
-Ale czym? - Nie zrozumiał.
-Obozowiskiem. A ja poszukam potrzebnych mi roślin i ziół, dobrze?
-Wyjaśnisz mi, po co te zioła? A poza tym, przecież nie możemy tu nocować. Klan się oddala z każdą chwilą, nie zdążymy ich dogonić...
-Oni nie żyją. - Przerwałam mu cicho.
-Co? - Gwałtownie spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Nasz klan nie żyje. Zostaliśmy sami. - Z chwilą wypowiadania tych słów poczułam, że są one zupełnie prawdziwe. Miałam pewność, że to naprawdę się stało. Ruszyłam szukać składników, muszę się dowiedzieć prawdy.
Zostawiłam Diama z szeroko otwartą buzią. Łzy kapały mi z oczu przy zbieraniu Jemiołuszka. Po zebraniu wszystkiego, czego potrzebuję, wróciłam do rozstawionego już obozowiska. Diam nieźle się spisał. Zrobiło mi się go żal. Siedział, patrząc zamyślony w ogień. Usiadłam obok, kładąc mu głowę na ramieniu. Korzystając z tej krótkiej chwili odpoczynku, oderwałam wszystkie listki Akkanii od gałązek.
-Diam, odejdź. Wejdź do szałasu, to będzie niebezpieczne. Zaufaj mi.
Bez słowa zrobił to, co nakazałam. Przyklękłam na kolanach przy ogniu, biorąc duży haust powietrza. Wrzuciłam liść Akkanii, ogień się gwałtownie zwiększył.
Melimo ea mollo mpontše se ileng sa etsahala. Melimo ea mali le ntwa e kgolo, hlahisa ho loka ha hao 'me ke latsoa tsela ea liketsahalo!
Zaczęłam od szeptu, a skończyłam krzykiem. Chwyciłam garść kwiatków Menory, wrzuciłam je do płomienia, i powtórzyłam zaklęcie. Nagle moim oczom ukazał się obraz. Oni. Widziałam nasz Klan, siedzący spokojnie. Jedni rozmawiali, inni jedli suszone mięso, owoce. W pewnej chwili Sihir poderwała się na równe nogi, zaczęła nasłuchiwać. Podszedł do niej wódz, chwytając ją za ramię.
Obraz zaczął się rozmawywać, więc wrzuciłam jeszczw garść Menory. W skupieniu oglądałam dalej.
Sihir kazała zamilknąć. Wszystkim bez wyjątku. Zdjęła z szyi naszyjnik. Nigdy się z nim nie rozstawała, pomagał w czarach. Wykopała w ziemi mały dołek. Wyciągnęła z kieszeni saszetkę, włożyła do niej kilka buteleczek i wisior. Włożyła to do dołka, zakopała. Przykryła kamieniem. Wszyscy w kompletnej ciszy i skupieniu przyglądali się jej poczynaniom. Poprosiła wodza o nóż. Nacięła sobie palec z towarzyszącym temu sykiem bólu. Przyłożyła palec do skały, tworząc na nim ślad.
Wizja znów się urwała. Po kolejnej porcji kwiatków mogłam znów obserwować historię, na nowo zaglądałamnw przeszłość. To cholernie przytany czar.
"-Wszyscy natychmiast wyruszamy! - Nakazała Szamanka.
-Nie możemy. Co z Diamem i Sve? - Zapytał Wódz.
-Zaufajcie mi. Poradzą sobie. Czuję śmierć. Lepiej odejść kawałek stąd. Bracia i Siostry! To nasze pożegnanie. To pułapka. Zaszli nas. Nie przeżyjemy. Lepiej iść, stawić im czoła i zginąć w walce, z honorem!"
Członkowie klanu się oburzyli. Nie chcieli takiego zakończenia. Nikt nie chciał umrzeć. Ale takie były zasady. Zawsze Szamanki mają rację.
Poszli więc zginąć z honorem. Szli dłuższą chwilę, kiedy jakiś mężczyzna naszedł Patro, który szedł z tyłu i poderżnął mu gardło. Wszyscy się odwrócili, i w tym momencie zaatakowali, z zaskoczenia. Część uciekła w las, a członkowie Klanu Białego Niedźwiedzia tuż za nimi. Bez żadnych skrupułów wbijali ostrza w ciała moich przyjaciół, rodziny.
Nie spostrzegłam nawet, że wizja się urwała. Leżałam na ziemi krzycząc i płacząc, a przerażony Diam tulił mnie jak małe dziecko. Wiesz, jakie to uczucie? Patrzeć na śmierć wszystkich Twoich znajomych, bliskich? Ludzi, z którymi dorastałaś? Wiesz, jakie to uczucie, kiedy bestie zabijają, dla czystej przyjemności, a ty to oglądasz? Ja wiem.
***
Obudziłam się w szałasie. Było szaro, za niedługo wzejdzie słońce. Powoli usiadłam czując rozsadzający ból w głowie. Rozejrzałam się, nie było Diama. Szybko przywołałam wspomnienia minionej nocy. Ból. Krew. Łzy. Śmierć.
Wyszłam z szałasu. Chłopak siedział przy małym płomieniu smażąc królika. Gdy usłyszał moje kroki, szybko się odwrócił z nożem w ręce.
-Hej, to tylko ja.
Szybko wstał i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Od teraz mamy tylko siebie.
-Co się wczoraj działo? Co się stało, dlaczego płakałaś?
-Jeszcze nie teraz, Diam. Niedługo się dowiesz, przysięgam.
W ciszy jedliśmy, patrząc jak żółte kosmyki leniwie wspinają się po niebie. Jest coś magicznego w każdym wschodzie słońca. Każdy wschód oznacza nowy początek. Czasem tylko, a może aż, początek dnia. A czasem znaczy coś zupełnie innego. Być może dziś symbolizuje nowy start? Nowe życie?
***
Nastało południe.
-Diam, musimy iść.
-Gdzie?
-Zabrać najpotrzebniejsze nam rzeczy. - Spuściłam głowę. Nie miałam najmniejszej ochoty na przeszukiwanie zmarłej rodziny.
-W takim razie, prowadź.
Przyklękłam i pokazałam mu gestem, by zrobił to samo. Wysypałam Proch Ognika na rękę i nakazałam mu się trzymać. Już po chwili byliśmy na miejscu, gdzie po raz ostatni widzieliśmy swoich bliskich. Biedny, zdezorientowany Diam nie miał najmniejszego pojęcja, co się stało. Ale to nie było teraz moim priorytetem.
Chodziłam, szukając kamienia naznaczonego krwią Sihir. Dopiero po dłużej chwili, kiedy miałam się poddać, zauważyłam coś czerwonego. To tu.
Odrzuciłam skałę i szybko rozpoczęłam odgarnianie ziemi rękami. Ten dół nie był jednak taki płytki. Wytrwałość popłaca. Lekko się wystraszyłam, gdy udrapnęłam paznokciem kawałek skóry, z której spleciony był woreczek. Był większy, niż mi się wydawało.
Zaciekawiony Diam cały czas patrzył, co robię i zdziwił się, kiedy wyciągnęłam saszetkę z ziemi. Stał nade mną czekając na następny ruch. Powoli, z namaszczeniem rozwiązałam węzeł. Delikatnie chwyciłam wisior czubkami palców. Był piękny. Nigdy nie miałam okazji przyjrzeć mu się z takiego bliska. Owalny, czerwony kryształ lśnił w blasku słońca.
Nie wiedziałam, czy mogę go założyć. Położyłam go więc na kolanach i wyciągnęłam resztę zawartości. Ważne, ale proste eliksiry, jak uleczający, dodający sił, prawdy. Jedna buteleczka przyciągnęła moją uwagę. Był w niej czarny płyn, nie spotkałam się dotąd z takim ekstraktem. Był bardzo dokładnie zabezpieczony, co znaczyło tylko jedno. Był ważny. I niebezpieczny.
W woreczkach były składniki do podstawowych mikstur, które nie rosły byle gdzie. Można powiedzieć, że Sihir uzupełniła moje zapasy. Wszystko dokładnie schowałam i ruszyłam w stronę, którą poszli. Diam bez słowa ruszył za mną. Widziałam, że męczy się, nie wiedząc, co się dzieje. Ale ufa mi i wie, że powiem mu w odpowiedniej chwili.
***
-Za kilka godzin zapadnie zmrok, a my nie mamy schronienia. - Trafnie spostrzegł Diam.
-Wiem o tym. Ale już blisko.
Zauważyłam, że coś niedaleko nas wystaje z krzaków. Przystanęłam, nasłuchując. Nic nie słyszałam, więc podeszłam do gęstwiny. To ręka.
Szybko przeszłam przez gałęzie i zobaczyłam to. Cały swój klan w jednym miejscu. Martwy. Odruchowo odszukałam Ammę. Nie miała głowy.
Rzuciłam się na nią płacząc, jakie to niesprawiedliwe. Diam żegnał się ze swoimi rodzicami, także jemu płynęły łzy z oczu. Przytuliliśmy się do siebie, łącząc się w bólu samotności. Staliśmy tak bardzo długo. Jedyni żywi pośród morza ofiar, krwi. Nikt nie wie, jakie to uczucie, tylko my dwoje.
-Sve...
W jednej chwili znieruchomieliśmy. Odlepiliśmy się od siebie, szukając źródła głosu.
-Sve..
Sihir. Odszukałam ją pośród zmarłych. Nie miała dłoni i ktoś obciął jej włosy. Wiedzieli, że jest Szamanką. Ścięcie włosów to hańba dla Szamanek i Wodzów.
-Sve... Wiedziałam, że na to wpadniesz. Czekałam tylko, kiedy przyjdziesz, żeby móc się pożegnać i odejść w spokoju. Diam, zostaw nas same. - Odszedł. - Sve, słuchaj uważnie. Drzemie w tobie wielka moc. Nie masz pojęcia, jak wielka. Przede wszystkim, załóż naszyjnik. Z rana musicie wyruszyć.
-Ale gdzie? - Zapytałam.
-Nad Bezkresem mieszka moja siostra. Ona ci pomoże.
-Jak poznam, że to ona?
-Poczujesz...
Po tych słowach Sihir zamknęła oczy i odeszła.
Melimo ea mollo mpontše se ileng sa etsahala. Melimo ea mali le ntwa e kgolo, hlahisa ho loka ha hao 'me ke latsoa tsela ea liketsahalo!
Zaczęłam od szeptu, a skończyłam krzykiem. Chwyciłam garść kwiatków Menory, wrzuciłam je do płomienia, i powtórzyłam zaklęcie. Nagle moim oczom ukazał się obraz. Oni. Widziałam nasz Klan, siedzący spokojnie. Jedni rozmawiali, inni jedli suszone mięso, owoce. W pewnej chwili Sihir poderwała się na równe nogi, zaczęła nasłuchiwać. Podszedł do niej wódz, chwytając ją za ramię.
Obraz zaczął się rozmawywać, więc wrzuciłam jeszczw garść Menory. W skupieniu oglądałam dalej.
Sihir kazała zamilknąć. Wszystkim bez wyjątku. Zdjęła z szyi naszyjnik. Nigdy się z nim nie rozstawała, pomagał w czarach. Wykopała w ziemi mały dołek. Wyciągnęła z kieszeni saszetkę, włożyła do niej kilka buteleczek i wisior. Włożyła to do dołka, zakopała. Przykryła kamieniem. Wszyscy w kompletnej ciszy i skupieniu przyglądali się jej poczynaniom. Poprosiła wodza o nóż. Nacięła sobie palec z towarzyszącym temu sykiem bólu. Przyłożyła palec do skały, tworząc na nim ślad.
Wizja znów się urwała. Po kolejnej porcji kwiatków mogłam znów obserwować historię, na nowo zaglądałamnw przeszłość. To cholernie przytany czar.
"-Wszyscy natychmiast wyruszamy! - Nakazała Szamanka.
-Nie możemy. Co z Diamem i Sve? - Zapytał Wódz.
-Zaufajcie mi. Poradzą sobie. Czuję śmierć. Lepiej odejść kawałek stąd. Bracia i Siostry! To nasze pożegnanie. To pułapka. Zaszli nas. Nie przeżyjemy. Lepiej iść, stawić im czoła i zginąć w walce, z honorem!"
Członkowie klanu się oburzyli. Nie chcieli takiego zakończenia. Nikt nie chciał umrzeć. Ale takie były zasady. Zawsze Szamanki mają rację.
Poszli więc zginąć z honorem. Szli dłuższą chwilę, kiedy jakiś mężczyzna naszedł Patro, który szedł z tyłu i poderżnął mu gardło. Wszyscy się odwrócili, i w tym momencie zaatakowali, z zaskoczenia. Część uciekła w las, a członkowie Klanu Białego Niedźwiedzia tuż za nimi. Bez żadnych skrupułów wbijali ostrza w ciała moich przyjaciół, rodziny.
Nie spostrzegłam nawet, że wizja się urwała. Leżałam na ziemi krzycząc i płacząc, a przerażony Diam tulił mnie jak małe dziecko. Wiesz, jakie to uczucie? Patrzeć na śmierć wszystkich Twoich znajomych, bliskich? Ludzi, z którymi dorastałaś? Wiesz, jakie to uczucie, kiedy bestie zabijają, dla czystej przyjemności, a ty to oglądasz? Ja wiem.
***
Obudziłam się w szałasie. Było szaro, za niedługo wzejdzie słońce. Powoli usiadłam czując rozsadzający ból w głowie. Rozejrzałam się, nie było Diama. Szybko przywołałam wspomnienia minionej nocy. Ból. Krew. Łzy. Śmierć.
Wyszłam z szałasu. Chłopak siedział przy małym płomieniu smażąc królika. Gdy usłyszał moje kroki, szybko się odwrócił z nożem w ręce.
-Hej, to tylko ja.
Szybko wstał i mnie przytulił. Odwzajemniłam uścisk. Od teraz mamy tylko siebie.
-Co się wczoraj działo? Co się stało, dlaczego płakałaś?
-Jeszcze nie teraz, Diam. Niedługo się dowiesz, przysięgam.
W ciszy jedliśmy, patrząc jak żółte kosmyki leniwie wspinają się po niebie. Jest coś magicznego w każdym wschodzie słońca. Każdy wschód oznacza nowy początek. Czasem tylko, a może aż, początek dnia. A czasem znaczy coś zupełnie innego. Być może dziś symbolizuje nowy start? Nowe życie?
***
Nastało południe.
-Diam, musimy iść.
-Gdzie?
-Zabrać najpotrzebniejsze nam rzeczy. - Spuściłam głowę. Nie miałam najmniejszej ochoty na przeszukiwanie zmarłej rodziny.
-W takim razie, prowadź.
Przyklękłam i pokazałam mu gestem, by zrobił to samo. Wysypałam Proch Ognika na rękę i nakazałam mu się trzymać. Już po chwili byliśmy na miejscu, gdzie po raz ostatni widzieliśmy swoich bliskich. Biedny, zdezorientowany Diam nie miał najmniejszego pojęcja, co się stało. Ale to nie było teraz moim priorytetem.
Chodziłam, szukając kamienia naznaczonego krwią Sihir. Dopiero po dłużej chwili, kiedy miałam się poddać, zauważyłam coś czerwonego. To tu.
Odrzuciłam skałę i szybko rozpoczęłam odgarnianie ziemi rękami. Ten dół nie był jednak taki płytki. Wytrwałość popłaca. Lekko się wystraszyłam, gdy udrapnęłam paznokciem kawałek skóry, z której spleciony był woreczek. Był większy, niż mi się wydawało.
Zaciekawiony Diam cały czas patrzył, co robię i zdziwił się, kiedy wyciągnęłam saszetkę z ziemi. Stał nade mną czekając na następny ruch. Powoli, z namaszczeniem rozwiązałam węzeł. Delikatnie chwyciłam wisior czubkami palców. Był piękny. Nigdy nie miałam okazji przyjrzeć mu się z takiego bliska. Owalny, czerwony kryształ lśnił w blasku słońca.
Nie wiedziałam, czy mogę go założyć. Położyłam go więc na kolanach i wyciągnęłam resztę zawartości. Ważne, ale proste eliksiry, jak uleczający, dodający sił, prawdy. Jedna buteleczka przyciągnęła moją uwagę. Był w niej czarny płyn, nie spotkałam się dotąd z takim ekstraktem. Był bardzo dokładnie zabezpieczony, co znaczyło tylko jedno. Był ważny. I niebezpieczny.
W woreczkach były składniki do podstawowych mikstur, które nie rosły byle gdzie. Można powiedzieć, że Sihir uzupełniła moje zapasy. Wszystko dokładnie schowałam i ruszyłam w stronę, którą poszli. Diam bez słowa ruszył za mną. Widziałam, że męczy się, nie wiedząc, co się dzieje. Ale ufa mi i wie, że powiem mu w odpowiedniej chwili.
***
-Za kilka godzin zapadnie zmrok, a my nie mamy schronienia. - Trafnie spostrzegł Diam.
-Wiem o tym. Ale już blisko.
Zauważyłam, że coś niedaleko nas wystaje z krzaków. Przystanęłam, nasłuchując. Nic nie słyszałam, więc podeszłam do gęstwiny. To ręka.
Szybko przeszłam przez gałęzie i zobaczyłam to. Cały swój klan w jednym miejscu. Martwy. Odruchowo odszukałam Ammę. Nie miała głowy.
Rzuciłam się na nią płacząc, jakie to niesprawiedliwe. Diam żegnał się ze swoimi rodzicami, także jemu płynęły łzy z oczu. Przytuliliśmy się do siebie, łącząc się w bólu samotności. Staliśmy tak bardzo długo. Jedyni żywi pośród morza ofiar, krwi. Nikt nie wie, jakie to uczucie, tylko my dwoje.
-Sve...
W jednej chwili znieruchomieliśmy. Odlepiliśmy się od siebie, szukając źródła głosu.
-Sve..
Sihir. Odszukałam ją pośród zmarłych. Nie miała dłoni i ktoś obciął jej włosy. Wiedzieli, że jest Szamanką. Ścięcie włosów to hańba dla Szamanek i Wodzów.
-Sve... Wiedziałam, że na to wpadniesz. Czekałam tylko, kiedy przyjdziesz, żeby móc się pożegnać i odejść w spokoju. Diam, zostaw nas same. - Odszedł. - Sve, słuchaj uważnie. Drzemie w tobie wielka moc. Nie masz pojęcia, jak wielka. Przede wszystkim, załóż naszyjnik. Z rana musicie wyruszyć.
-Ale gdzie? - Zapytałam.
-Nad Bezkresem mieszka moja siostra. Ona ci pomoże.
-Jak poznam, że to ona?
-Poczujesz...
Po tych słowach Sihir zamknęła oczy i odeszła.
Wow :D Trochę przerażające, że zostali tylko sami, we dwoje, ale jaka akcja! :>
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ^^
Jejku, świetne! Czekam co dalej będzie, koniec jak zawsze ciekawy i wzbudzający wiele podejrzeń. :D
OdpowiedzUsuńNiesamowity,oby tak dalej kochana <3/Oliwia z najlepszej konwersacji B)))
OdpowiedzUsuń