Ile razy odwiedzono tego bloga?

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 6.

"Rozpłakałam się ponownie. Wyciągnęłam czarny woreczek. Diam zamilkł, gdy wyciągnęłam z niego kwiatka. Przepięknego, białego kwiatka. Wyłuskałam z niego pestkę. Zgadza się, kwiaty nie mają pestek. Ale ten jest wyjątkowy. 
-Diam, przepraszam.
-Za co?

Pocałowałam go i szybko wepchnęłam mu pestkę do ust. Momentalnie padł na ziemię."


Siedziałam przy nim jeszcze spory kawał czasu czekając, aż się nie ocknie. Zdziwiony otworzył oczy i zobaczywszy mnie zapłakaną poderwał się, pytając:
-Co się stało? Dlaczego leżę? - Błądził nieprzytomnym wzrokiem dookoła.
-Ty mi powiedz. Znalazłam cię tu, powiedz, co pamiętasz. - Musiałam sprawdzić, ile kojarzy.
-Zaatakowała nas Drona... Ja... Zabiłem ją, a potem wpadliśmy do rowu... Jak wyszliśmy?  
-Weszłam Ci na ramiona i wygrzebałam się w górę. Potem podałam gałąź i wyszliśmy. Nagle padłeś na ziemię. Naprawdę nie pamiętasz? 
-Nie... Długo leżałem? 
-Chwilę, nie przejmuj się. Nic Cię nie boli? - Dopytywałam się.
-Zupełnie nic mi nie jest. Wracajmy już.
-Czekaj! Jeszcze Biały Korzeń. Jest potrzebny Sihir.

Chłopak obszedł wszystkie drzewa, dotykając każde po kolei. Po chwili zatrzymał się, rozejrzał i zupełnie pewny wskazał kierunek, w którym mamy się udać. Po długiej drodze na mokradła zaczęliśmy dostrzegać wełniankę. Czyli już blisko. Szliśmy całą drogę w milczeniu. Mi było strasznie źle z tym, co zrobiłam. Ale tak będzie lepiej. Nie mogę go narażać na niebezpieczeństwo. To samo muszę zrobić z Bello, ale już za późno. Teraz wszystko w rękach Sihir.

Wojny między Klanami polegają na tym, że na samym początku zabija się szamanki. Potem Wodzów. Okrutna wojna między plemionami Wschodu i Zachodu zabiła już pole ofiar. Z Klanu Kruka została garstka ludzi, którzy połączyli swe siły z Klanem Czarnego Lisa. Każdy walczy o terytorium, ale nikt tak naprawdę nie wie, po co. Wszystkie plemiona dzielą się na te walczące i te, które pokojowo chcą rozwiązywać sytuację. Jak nasz klan.

Klan Białego Niedźwiedzia to bestie. Potwory. Zabijają z czystej przyjemności i ścigają ofiary od Gór Północnych aż do Bezkresu. Polują. Kiedy znajdą klan, gwałcą kobiety, wymordowują aż do końca, rabują. Po wszystkim, z chwilą, gdy nie zostanie kogo, kto by przeżył lub im się sprzeciwił, szukają następnego klanu i podążają za nim przez cały kontynent, aż dopadną. Prędzej czy później dopadają. Teraz w kolejce jesteśmy my.

W pewnym momencie Diam się przewrócił, a ja zaczęłam się śmiać. Spojrzał na mnie ponuro, ale widząc mój rechot sam wpadł w rozbawienie. Nasze głosy przepłoszyły żaby, które z pogardą kumkały jakby nas wyzywały za zakłócanie ich spokoju. Patrząc na nich jeszcze bardziej tryskały z nas salwy śmiechu, aż przepłoszyliśmy chyba wszystkie żyjące stworzenia.

Dobrą chwilę później oboje nagle spoważnieliśmy. Szukaliśmy Białego Korzenia, aż chłopak zaczął:
-Sve, mogę cię o coś zapytać? - Przystanął, a mi serce podeszło do gardła. Nienawidzę, gdy ktoś tak mówi. Nigdy nie wiem, czego mam się spodziewać. Czy zaraz mi powie, że będziemy mieli nowego członka w Klanie, czy że coś zrobiłam źle. Teraz, po wymazaniu pamięci Diama jeszcze bardziej się wystraszyłam.
-Jasne, Diam. O co chodzi?
-Miałaś kiedyś tak, że chciałaś uciec?
-Nie rozumiem. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i zmarszczyłam brwi.

-Czy miałaś kiedyś tak, że chciałaś rzucić to wszystko, po prostu uciec? Daleko, sama. Żeby nikt ci nie przeszkadzał, żebyś sama była sobie Wodzem?
-Dlaczego pytasz?
-Bo ja tak właśnie mam.

Tuż po ostatnich słowach chłopaka zamilkliśmy na dobre. Każdy z nas wziął po jednym Białym Korzeniu i wracaliśmy. Zastanowiło mnie to, co powiedział. Czy ja nie chciałabym tak po prostu uciec?

***

Wyszliśmy z lasu, gdzie powinna czekać reszta naszego Klanu. Problem jest taki, że ich nie było.
-Gdzie są wszyscy? - Zapytał Diam. - Powinni tu być, prawda? Przecież tędy wchodziliśmy... Sve, zabłądziliśmy?

Rozejrzałam się dokładnie. Zrobiłam kilka kroków w każdą stronę. To na pewno to miejsce. To tutaj powinni czekać na nas członkowie Klanu.
-Diam, zostawili nas.
-Ale przecież to niemożliwe. Klan nigdy nikogo nie zostawia. To nie może być tutaj. Pewnie weszliśmy w jakąś boczną ścieżkę, na pewno kawałek dalej na nas czekają. Chodź Sve, zaraz ich znajdziemy. - Diam zaczął iść naprzód.

Usiadłam na ziemi, tępo patrząc się przed siebie. Opuścili nas. Wydalili z Klanu. Nie wierzę w to, po tym wszystkim... Ale coś tu nie pasuje. Z Klanu wydala się tylko oficjalnie, na forum. Prawo Klanu zabrania rozdzielnia się lub wydalania członków bez ich wiedzy. Czyli coś się musiało stać.
-Idziesz, Sve? - Dopiero teraz zauważyłam, że pochylał się nade mną dobre kilka minut i coś do mnie mówił, a ja zajęta swoimi myślami go nie słuchałam.
-Co? Diam, coś się stało. Czuję to.
-Co się niby miało stać?
-Prawo Klanu zabrania wyrzucania członków bez ich wiedzy i zabrania rozdzielania się. Wódz by się nigdy nie zgodził.

Usiadłam na kolana, obie dłonie rozpościerając prosto na ziemi.
-Co robisz? - Zaniepokoił się.
-Cicho. - Nakazałam.
Zamknęłam oczy, po cichu szepcząc:

Az istenek az erdő, hallja a számomra. Az istenek a menny, nézz rám. Az istenek a víz és a tűz, érezz. Adj egy jel!

-Aaaaaaach. - Zastękałam i padłam na ziemię. Diam momentalnie znalazł się przy mnie.
-Sve, co jest?! Co się dzieje?!
-Krew. Dużo krwi.
-Co ty bredzisz?!
-Krew, Diam. Czuję krew. Morze krwi.
-Dobra, nie wiem, co ty wyprawiasz, ale musimy iść. - Spojrzał na mnie uważnie.

Milczałam chwilę, szybko kalkulując ile czasu nam zostało. W końcu zapytałam:
-Diam, ufasz mi? 
-Co to za pytanie? - Zdziwił się.
-Normalne. Odpowiedz.
-Oczywiście, że ci ufam.
-To ufaj dalej, i o nic nie pytaj. Mimo, że będą się działy dziwne rzeczy, ufaj mi nadal i o nic nie pytaj. Obiecaj.
Spojrzał mi prosto w oczy. W jego czarnych źrenicach widziałam strach. Ogromny strach.
-Obiecuję.

***

Zaczęłam szukać wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji. Bogowie, aby to nie była krew naszego Klanu...
-Diam, musimy poczekać do nocy. Chodź, zbudujemy szałas. Zostało nam jeszcze trochę czasu. Zajmiesz się tym?
-Ale czym? - Nie zrozumiał.
-Obozowiskiem. A ja poszukam potrzebnych mi roślin i ziół, dobrze?
-Wyjaśnisz mi, po co te zioła? A poza tym, przecież nie możemy tu nocować. Klan się oddala z każdą chwilą, nie zdążymy ich dogonić...
-Oni nie żyją. - Przerwałam mu cicho.
-Co? - Gwałtownie spojrzał na mnie z przerażeniem.
-Nasz klan nie żyje. Zostaliśmy sami. - Z chwilą wypowiadania tych słów poczułam, że są one zupełnie prawdziwe. Miałam pewność, że naprawdę się stało. Ruszyłam szukać składników, muszę się dowiedzieć prawdy.

<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>

Info o rozdziałach są zawsze na asku: http://ask.fm/Znajoma2000

Kliknij "+1" i "obserwuj". Dzięki! :)

Moje blogi:
Fan Fiction o JDabrowsky (zakończone): http://froncala.blogspot.com/
Po Froncolsku. Mój mały świat: http://pofroncolsku.blogspot.com/


To co? Do następnego rozdziału!

4 komentarze:

  1. Wtf, ale faza :O A ja nadal mam ból, że Sve go okłamuje :(((
    Su[i dupi rozdział paho <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta ciekawość co będzie dalej.. Wspaniale ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co się dzieje XD
    Tu kłamstwo tam krew i co dale ??!!
    Czekam na kolejne <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny :D
    Nominowałam Cię :) Więcej się dowiesz tu :) http://youandiarecreatinganewworld.blogspot.com/2015/07/tag-tag-jest-to-nominacja-polegajaca-na.html

    OdpowiedzUsuń