"Zmieszany Diam odszedł bez słowa, wręczając mi moje rzeczy. Zrobiło mi
się tak przykro, nadmiar wrażeń i poczucie winy spowodowały, że się
rozkleiłam. Cicho zapłakałam, a Prinses z uśmiechem wyższości podeszła
do Bello, szepcząc coś o jego ucha. Dlaczego ja muszę ranić wszystkich
dookoła?"
Szliśmy już długo. Bardzo, bardzo długo. Nie miałam siły, choć często z Madre wychodziłyśmy na długie wędrówki. Zaczęliśmy powoli dostrzegać Góry Północne, czyli cel już blisko. Nagle odezwała się nasza Szamanka, Sihir.
-Stop! Nie możemy iść dalej. Czekają na nas, to zasadzka! - Wśród ludu zawrzało. Jednym ruchem ręki Wódz wszystkich uciszył.
-Sihir, powiedz nam więcej. - Nakazał.
-Nie mogę. Nie mam dość siły. Potrzebuję Białego Korzenia i Jaja Drony.
Wódz rozejrzał się uważnie, po czym jego wzrok spoczął na mnie.
-Sve, ty pójdziesz.
-Nie! Ja to zrobię. To może być niebezpieczne. - Szybko wtrącił Diam.
-Wódz kazał iść Sve! Kwestionujesz rozkazy Wodza?! - Podeszła do naszej trójki Prinses.
-Absolutnie nie, ale tu może być niebezpiecznie. I w dwójkę raźniej. - Zręcznie wybrnął.
-Dobra, idźcie razem. Ale bądźcie ostrożni. - Nakazał Wódz.
***
-Mam dość! Przecież nigdy nie znajdziemy Jaja Drony! - Zaczęłam marudzić, po raz kolejny uchylając się od gałęzi. Chłopak szedł kilkanaście metrów ode mnie, badając zarośla.
-Cicho. - Nagle przystanął Diam, kładąc palec na ustach.
-Co się... - Nie zdążyłam dokończyć, bo też to usłyszałam.
-Diam... - Wyszeptałam.
-Tak, Sve?
-Co my teraz zrobimy?
-Nie mam pojęcia...
Przede mną stała Drona. Wyszła zza drzewa wprost na mnie. Jeśli nie wiecie co to, już tłumaczę. Drona przypomina fauna. Z tym wyjątkiem, że fauny to w połowie ludzie, a Drony to mordercze istoty. Mają bardzo dobry wzrok, ale nie słyszą. Nie są ludźmi. Zabijają wszystko na swojej drodze. A w tym momencie, na jej drodze jesteśmy my...
Drona stała jakieś trzy metry ode mnie. Jako, że jestem niska, sięgałam jej ledwo do zadu, a potężny tułów górował nade mną jakieś cztery stopy.
-Diam, pomóż mi. Proszę. - Zaczęłam się trząść. Robiłam wszystko, żeby na niego nie patrzeć, bo Drona zauważyłaby to i się odwróciła. A w takim wypadku mieliśmy szansę. Kątem oka widziałam, jak Diam przykucając wolno sunie od krzaka do krzaka, chowając się za nimi.
Drony są niezwykle inteligentne i strasznie szybkie. Zawsze czekają na swoje ofiary, aż to one zrobią jako pierwsze jakiś ruch. Potrafią stać nawet kilka godzin, to jakby zasada fair-play.
Zaczynałam już cierpnąć.
-Pospiesz się, Diam. - Powiedziałam głośno, jednak nie na tyle, by zwabić jakieś inne stworzenia, równie niebezpieczne jak te przede mną.
-Staram się. - Wyciągnął z pochwy sztylet. Nie traciłam kontaktu wzrokowego z Droną. Chłopak już położył się na ziemi oraz zaczął pełznąć pod stworzenie. Żeby zabić Dronę, trzeba wbić coś w jej brzuch. Cokolwiek. Był już pod nią, kiedy ta podniosła swoje kopyto. Gdyby teraz je opuściła, zabiłaby go.
Na czoło wystąpił mi zimny pot. Bardziej bałam się o życie Diama, niż swoje. Nagle rozległo się przerażające wycie oznaczające, że wygraliśmy. Drona została zabita. Padła na ziemię powodując straszny huk. Chłopak w jednej sekundzie znalazł się obok, przytulając mnie jakbyśmy nie widzieli się całą wiosnę. Albo to ja go tak ściskałam?
Staliśmy tak dobrą chwilę, aż zadanie nam powierzone dało o sobie znać. Odkleiliśmy się od siebie w poszukiwaniu jaj. Drony nigdy nie zostawiają młodych samych, zawsze kręcą się w pobliżu.
-Znalazłam! - Wykrzyknęłam. Zdziwiło mnie, że Diam od razu nie przyszedł. Rozejrzałam się i nigdzie go nie widziałam.
-Diam! Gdzie jesteś?
-W dole! Pomóż mi! - Wykrzyczał jakby przytłumionym głosem.
Szybko schowałam jaja do torby i zaczęłam rozglądać się za przyjacielem.
-Diam, mów coś!
Zaczął śpiewać. Ja nie mam na niego siły. Przed chwilą prawie zginęliśmy, teraz wpadł do jakiegoś dołu i jakby nie było nic lepszego do roboty, to sobie śpiewa... Ma przepiękny głos, ale sam fakt. W każdej chwili coś może na nas wyskoczyć.
Ruszyłam w kierunku jego głosu. Wiecie, po nitce do kłębka. W jednej chwili usłyszałam trzask łamanej gałęzi i poczułam, że lecę. Oczywiście, wpadłam do tego samego dołu, co Diam. Jak mnie zobaczył, zrobił wielkie oczy, a za chwilę wybuchnął śmiechem. To chyba pułapka na Dronę. Głęboki, przestrzenny rów. Większy, niż my. I to kilka razy.
Poczułam coś lepkiego na nodze. W zapachu i konsystencji było obrzydliwe, więc szybko podeszłam do światła. O nie.
Otworzyłam torbę. Wszystkie cztery jaja się stłukły. Aż Diam przestał się śmiać. Spojrzał na mnie przerażony.
-Cały wysiłek na marne... - Wyszeptał.
-Mamy resztki, może na coś się zdadzą. Ale jak my stąd wyjdziemy?
Pomyślał chwilę, po czym spojrzał na mnie pełen skupienia.
-Sve?
-Tak?
-Już po nas...
<><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><><>
Info o rozdziałach są zawsze na asku: http://ask.fm/Znajoma2000
Pamiętaj o komentarzu!
Kliknij "+1" i "obserwuj". Dzięki! :)
Moje blogi:
Fan Fiction o JDabrowsky (zakończone): http://froncala.blogspot.com/
Po Froncolsku. Mój mały świat: http://pofroncolsku.blogspot.com/
To co? Do następnego rozdziału!
Super! mam nadzieję, że jakoś się wydostaną :)
OdpowiedzUsuńczekam na next!
(dzięki za info na ask'u. jesteś wspaniała ♥♥♥)
Świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń